sobota, 4 maja 2013

homeland


Zupełnie inaczej patrzy się teraz na miejsca, które kilka/kilkanaście lat temu odwiedzało się codziennie. Inaczej też widzi się je przez obiektyw aparatu fotograficznego.

Palczyn to mała miejscowość, gdzie spędziłem całe swoje dzieciństwo. Gdy patrzę teraz na tamten okres wydaje mi się, że działo się to wieki temu. Nikt nie miał Internetu, więc i czas spędzaliśmy na świeżym powietrzu, w grupie dzieciaków z sąsiednich domów. Robiliśmy kryjówki w piwnicach pałacu, w którym mieściła się szkoła, a latem bawiliśmy się w chowanego w pobliskim parku. Komputer był, ale grało się na nim jedynie w pierwotną wersję Wolfensteina i Prince of Persia.

Mieszkałem jakieś 200 metrów od wspomnianej wyżej szkoły podstawowej. Znajdował się przy niej plac zabaw, który był główną atrakcją w promieniu kilku kilometrów. Było tam wszystko, o czym mogło marzyć dziecko. Duża zjeżdżalnia, ciuchcia z wagonem, huśtawki, oczko wodne z kamiennym zamkiem, wielkie malowidło przedstawiające leśne zwierzęta (sam pomagałem je malować!) i kilka innych obiektów. Kawałek dalej był sklep, jedyny w Palczynie, prowadzony wtedy przez moje wujostwo. Naprzeciwko mego domu znajdował się wielki poniemiecki magazyn/spichlerz z czerwonej cegły. Wiosną zawsze zdawało się słychać klekot bocianów, których gniazdo znajdowało się na samym szczycie budowli. Latem z kolei budziły nas odgłosy traktorów, które przywoziły zboże (w magazynach ważono je i skupowano).

Dziś Palczyn nie przypomina już tego, który tkwi w mojej głowie. Szkoła podstawowa co prawda nadal istnieje (mimo wielu prób zlikwidowania jej z uwagi na niż demograficzny), ale nadgryziona zębem czasu wygląda już zupełnie inaczej. Malowidła na ścianie przy placu zabaw już prawie nie widać. Majaczą tylko kontury lisa i sowy, ale potrzeba wyobraźni, by dostrzec ich oczy i uszy. Placu zabaw już nie ma. Rozpadał się latami, element po elemencie. Ktoś przewrócił ciuchcię, inny zniszczył zjeżdżalnię, a oczko wodne to chyba już nawet zasypano. Pobliski park stał się puszczą. Trudno znaleźć ścieżkę, nie mówiąc już o przydrożnych żółto-niebieskich ławkach. Kilka lat temu bocianie gniazdo runęło z impetem na ziemię, a zboża to już chyba nikt nie skupuje. Sklep nadal prosperuje, choć nie należy już do cioci i wujka.

Naprawdę nie wiem co słychać u ludzi, z którymi spędziłem moje dzieciństwo. Za każdym razem, gdy przypadkiem wpadniemy na siebie rozmawiamy chwilę i wymieniamy się powierzchownymi informacjami na temat tego, jak radzimy sobie z życiem. Cały czas mamy w głowie wspomnienia tego idealnego dzieciństwa, pełnego radości i drugiego człowieka. Nie zazdrościmy dzisiejszym dzieciakom, którym ludzi zastąpiły maszyny, a radość zamieniona została na złość.

Weekend majowy spędziłem w domu rodzinnym. Pracowałem, czytałem i rozmyślałem nad swoją przyszłością - i pewnie dlatego odczułem potrzebę wybrania się na spacer po Palczynie. Trzymając w ręku aparat fotograficzny odwiedziłem wszystkie te miejsca, które wydawało mi się że dobrze znam.

Zdałem sobie sprawę, że brnę przez miasto duchów. Zarośnięte budynki, wyblakłe ściany, odpadający tynk i powybijane okna, to wszystko co mogę teraz uwiecznić. Obrazy tych miejsc za czasów swej świetności nadal tkwią w mojej głowie, tak jak sytuacje i ludzie z nimi związane. Jednakże należą już do przeszłości. Spoglądając przez obiektyw uświadamiam sobie, że to co widzę to rzeczywistość, wraz z jej cieniami i stanami lękowymi. Teraźniejszość wypełniona jest tyloma dylematami - musisz ciągle podejmować decyzje i wybierać. Nigdy nie wiesz czy droga, którą wybierzesz nie okaże się ślepą uliczką. Powinieneś kierować się sercem, czy zdrowym rozsądkiem? Podobno człowiek umiera, gdy przestaje pracować jego mózg, a nie serce.

Palczyn zmienił się. Być może dorósł wraz ze mną i dlatego już nie jest taki kolorowy. Ale chyba jednak nie jestem aż takim pesymistą, bo mimo że na fotografiach dominuje czerń to mam nadzieję, że każde ściany można odmalować, ubytki w tynku załatać, a szyby wymienić na nowe. Potrzebujesz tylko kogoś, kto ci w tym pomoże.